niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział V

Kolejny raz obudziłam się w ramionach Martineza. Obejmował mnie i patrzył na mnie pełnym uczucia spojrzeniem.
-Dzień dobry- powiedział, gdy spojrzałam mu w oczy.
-Dzień dobry- odpowiedziałam, przypominając sobie o uczuciu, które sobie uświadomiłam wieczór wcześniej. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
-Ty się rumienisz- nie umknęło to jego uwadze- co jest? -zapytał badawczo.
-Nic, nic- powiedziałam i przytuliłam się do niego, czując jak jego ciało przywiera do mojego.
Martinez nie drążył tematu. Zwykłym, pełnym prostoty gestem uniósł dłoń i wplótł mi palce we włosy, po czym przeniósł dłoń na mój kark. Zaczął zataczać na nim niewielkie okręgi opuszkiem palca. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Martinez przysunął się bliżej mnie, odsłonił moją szyję i lekko pocałował mnie w nią. Przeszedł mnie dreszcz przyjemności. Uśmiechnęłam się i przytuliłam go mocno do siebie. Nie przestawał delikatnie muskać ustami moją szyję. Z każdym złożonym na mojej szyi pocałunku miałam ochotę na coraz więcej. On chyba też chciał coraz więcej. Przesunął teraz usta na mój policzek nie przestając składać delikatnych pocałunków. Otumaniało mnie to tak samo, jak zapach jego perfum. Przysunął się teraz bardzo blisko mnie, a nasze usta dzieliło może kilka centymetrów. Patrzyliśmy sobie w oczy. Miał je takie piękne, takie głębokie i pełne płynnego uczucia. Równocześnie zbliżyliśmy nasze usta do siebie przymykając oczy i w którymś momencie się spotkały. Poczułam jego miękkie wargi na swoich. Ujął delikatnie mój policzek w dłoń i zaczął powoli całować moje usta. Odwzajemniałam każdą pieszczotę, którą kierował do mnie. Po chwili nasz bardzo delikatny całus przerodził się w w bardzo namiętny pocałunek. Całowaliśmy się bez końca, nie mogąc oderwać się od siebie. Kiedy odsunęliśmy się od siebie na parę centymetrów patrzyliśmy sobie w oczy z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie mogłam się nacieszyć tym, że Mart właśnie mnie pocałował. Pocałował i to jak!
-Jesteś śliczna- powiedział.
-Dzięki- odparłam lekko zawstydzona.
Naciągnął szyję i pocałował mnie w czoło.
-Moja ślicznotka- powiedział czule szeptem.
-Twoja- przytaknęłam- a ty mój- dodałam w przypływie pewności siebie.
-Owszem Kochanie- odparł i pocałował moje usta.
Byłam oszołomiona tym, co się zdarzyło. To było cudowne uczucie. Nadal leżeliśmy przykryci pod kołdrą i obejmowaliśmy się. Oparłam głowę na jego przedramieniu.
-Martinez...- zaczęłam niepewnie.
-Tak Alexio?- spojrzał na mnie czule.
-Co ty do mnie czujesz?- spytałam prosto z mostu.
Zobaczyłam, że jego oczy rozszerzają się lekko, ale tylko dlatego, że się szeroko uśmiechnął. Nie odpowiedział jednak nic, tylko ponownie mnie pocałował.
-A ty co do mnie czujesz?- zapytał, gdy oderwał usta od moich.
-Pierwsza spytałam- zaczęłam się z nim przekomarzać. Zaśmialiśmy się oboje.
Zapanowała na chwilę cisza i żadne z nas nic nie mówiło. Patrzyliśmy sobie tylko w oczy. Pierwszy odezwał się Martinez.
-Kocham cię- powiedział cicho, prawie niesłyszalnie i odwrócił wzrok.
Zaparło mi dech w piersiach. ON MNIE KOCHA. To do mnie dotarło dopiero po chwili i dałabym sobie rękę uciąć, ze coś kliknęło w mojej głowie.
Zorientowałam się, że Mart źle odebrał moją reakcję.
-Ja ciebie też kocham- wydukałam nadal z niedowierzaniem.
Zobaczyłam, że odetchnął z ogromną ulgą. Przytulił mnie do siebie i ukrył swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi. Na przemian gładził mi włosy i całował mnie w szyję.
-Jesteś dla mnie całym światem. Odkąd cię poznałem nim byłaś Alexio. Kiedy nie wracałaś tak długo ze skałek, dostawałem szału. Pojechałem za tobą, a gdy zobaczyłem cię nieprzytomną, niemal dostałem zawału- szeptał mi gorączkowo do ucha. 
 Nie sądziłam, że jestem dla niego tak ważna. Sądziłam, że traktuje mnie tylko i wyłącznie jak przyjaciółkę, ewentualnie młodszą siostrę. Byłam zaskoczona.
W odpowiedzi na jego wyznania odsunęłam go od siebie, położyłam mu palec na usta, po czym zbliżyłam swoje usta i zaczęłam go namiętnie całować. Pocałunek trwał całą wieczność i przesycony był miłością.
-Kocham cię- powiedziałam
Odpowiedział mi całusem.
-Czas wstawać- powiedział niechętnie- musimy iść do pracy. Nasz urlop się skończył.
-Ja pracuję?- spytałam szczerze zdziwiona.
-Tak. Dokładniej to pracujemy razem w księgarni na rogu.- powiedział z szerokim uśmiechem.
Ja też się uśmiechnęłam na myśl o pracy z Martinezem.
Wstaliśmy z łóżka, wyjęłam z szuflady ciemne dżinsy i jasną koszulkę z krótkim rękawem.
-Idę do łazienki- poinformowałam go.
-Ok, ja idę do swojego mieszkania i za chwilę wpadnę tu po ciebie.
Martinez wyszedł, a ja poszłam wziąć kąpiel. Szybko ją skończyłam, ubrałam się i nałożyłam lekki makijaż. Rzęsy przeciągnęłam maskarą, na policzki nałożyłam odrobinę pudru.
Poszłam pościelić łóżko i wrzuciłam do torby kilka potrzebnych rzeczy. Założyłam ją na ramie i w tym momencie wszedł Martinez ubrany w dżinsy podobne kolorem do moich i czarną, gładką koszulkę.
-Gotowa?- zapytał i cmoknął mnie w policzek.
-Tak, chodźmy.
Zamknęłam mieszkanie i zeszliśmy na dół. Kiedy wyszliśmy przed drzwi klatki schodowej Mart ujął moją dłoń w swoją. Szliśmy w milczeniu. Księgarnia była naprawdę blisko i faktycznie nawet nie zdążylibyśmy o niczym porozmawiać.
-Tu jest twoje biuro- powiedział mi szeptem do ucha, gdy weszliśmy do księgarni.
Weszłam do niewielkiego, ładnie urządzonego pomieszczenia ze stertą papierów na biurku. Nie wiadomo skąd od razu wiedziałam co mam z nimi zrobić. Zajmowałam się rozliczaniem czasu pracy pracowników naszej księgarni, a po skończeniu tego, pracowałam przy kasie.
-Wiesz co masz robić kochanie?- Martinez zaglądnął do pokoiku i uśmiechnął się szeroko.
-Może, to i dziwne, ale wiem dokładnie co mam robić.- odpowiedziałam szczerze.
-No to ja idę do swojego biura. Jest tuż za ścianą, więc jak będziesz coś potrzebować to przyjdź. Postaram ci się wtedy pomóc.
-Dzięki, ale może nie trzeba będzie- powiedziałam z uśmiechem i usiadłam przy biurku. Mart podszedł do mnie, objął mnie i lekko pocałował w szyję.- zmykaj do siebie- powiedziałam żartobliwie.
Uśmiechnął się i poszedł do siebie.
Zaczęłam mozolnie wklepywać różne liczby do komputera w kolejne rubryki tabeli. Po jakichś dwóch godzinach skończyłam to robić. Wstałam więc i poszłam do biura obok. Martinez też właśnie kończył swoją pracę.
-Hej, ja już skończyłam. Mam iść na kasę?- spytałam, gdy nie zauważył, że weszłam.
-Tak, tak. Zaczekaj momencik, pójdziemy razem.
Wpisał jeszcze parę liczb i wyłączył komputer.
-Chodź- powiedział i wziął mnie za rękę.
Ledwo weszliśmy na salę, gdzie były regały z książkami wpadła na mnie średniego wzrostu blondynka i zaczęła radośnie trajkotać.
-Twoja przyjaciółka, Emily- szepnął mi do ucha Martinez i uśmiechnął się zostawiając nas same.
Po paru minutach rozmowy, poczułam że lubię tą mówiącą o wszystkim i o niczym blondyneczkę.
-Muszę iść pracować- powiedziałam niechętnie
-Jasne, jasne- odpowiedziała Emily- ja też muszę iść.
-No to pa- pożegnałam się.
Odeszłam w stronę kas, kiedy dziewczyna podbiegła do mnie wołając moje imię.
-Ty może coś kręcisz z Martinezem?- spytała prosto z mostu- wiem, że się przyjaźnicie.
Jej pytanie sprawiło, że zmieszałam się i nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.
-Nie- wybąkałam w końcu, czując, że muszę na razie zachować nasz związek w tajemnicy.
-Ok, to na razie Alex- rzuciła na odchodne.
Stanęłam za kasą i zaczęłam obsługiwać klientów. Przy kasie obok stał Martinez i co jakiś czas patrzył w moją stronę lekko się uśmiechając.
Kiedy zmniejszyła się liczba klientów usiadłam na wysokim krześle barowym za kasą, wyjęłam karteczki w różnych kolorach oraz długopis z szuflady. Napisałam na jednej z karteczek drukowanymi literami "KOCHAM CIĘ MARTINEZ" i podpisałam się pierwszą literą swojego imienia. Wstałam z krzesła i przechodząc koło Martineza wsunęłam mu karteczkę do tylnej kieszeni spodni i poszłam dalej do wyjścia. Wychodząc obejrzałam się za siebie i spojrzałam, jak Mart wyjmuje karteczkę, czyta ją i patrzy w moim kierunku.
Wyszłam przez służbowe drzwi na zewnątrz, by zaczerpnąć powietrza. Kiedy usiadłam na najniższym schodku i zaczęłam patrzeć bezmyślnie w rosnące niedaleko krzewy, kątem oka zobaczyłam migniecie jakiegoś ciemnego cienia na uliczce prowadzącej do magazynu. Odruchowo wstałam, by sprawdzić co to było. Znów mignięcie, które zauważyłam kątem oka. Tym razem koło krzewów. Stanęłam na środku uliczki i obserwowałam w skupieniu krzewy, gdy cień mignął kolejny raz na uliczce koło magazynu. Zaciekawiona podeszłam bliżej magazynowej bramy. Kolejne mignięcie ciemnego cienia, tym razem bardzo blisko mnie. I nagle ktoś złapał mnie od tyłu za ramiona. Wrzasnęłam na całe gardło.
-Alex, kochanie- powiedział męski głos, którego nie rozpoznałam od razu w strachu.
Odwróciłam się i zobaczyłam Martineza z uniesionymi rękami do góry.
-Mart- wydyszałam i mimowolnie oparłam dłonie na kolanach głośno oddychając.
-Nie chciałem cię tak przestraszyć Kochanie, wybacz- powiedział ze skruchą.
-Nie- zaprzeczyłam- to nie twoja wina. Po prostu wydawało mi się, że widziałam kilka razy jakiś cień.
-Chodź do mnie- powiedział i objął mnie. Od razu poczułam się bezpieczniej- może ci się wydawało kochanie?- zapytał delikatnie.
-Nie, widziałam to, na pewno- powiedziałam z przyciśniętą twarzą do jego klatki piersiowej.
-Chodźmy do budynku, porozmawiamy o tym później- objął mnie w talii i poprowadził do drzwi.
Zanim weszliśmy do księgarni Martinez zatrzymał się w holu, pochylił się i lekko pocałował moją dolną wargę. Odwzajemniłam pocałunek. Po chwili nie mogliśmy się od siebie oderwać delikatnie się całując. Mart trzymał w dłoniach moje policzki i lekko przyciskał mnie do ściany. Moje dłonie spoczywały na jego biodrach.
Nagle drzwi od księgarni się otworzyły i usłyszeliśmy głos Emily.
-Co wy...?- nie dokończyła zdania. 
-Em...- wydobyłam z swojego gardła nie wiedząc co jej powiedzieć.
Głos zabrał Martinez.
-Co robimy? Już tłumaczę: całujemy się, to znaczy teraz już nie, bo nam przerwałaś- powiedział to z nutą złości, a ja spojrzałam na niego zdziwiona jego tonem.
Emily wyraźnie się zmieszała, a ja zaklęłam w myślach to, że nie utrzymałam naszego związku w tajemnicy, chociaż sama nie wiedziałam po co miałabym to robić.
-Wracajmy do pracy- powiedziałam nieśmiało do Martineza.
Mart na oczach Emily objął mnie, pocałował raz jeszcze i dopiero wtedy mi odpowiedział "ok kochanie".
-Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteście razem?- zapytała z wyrzutem Emily, gdy weszliśmy do części głównej księgarni.
-Nie było jakoś tak okazji- zbyłam ją.
Na szczęście kierowniczka kazała mi ustawić książki w dziale NOWOŚCI, więc nie miałam czasu na dłuższą rozmowę z przyjaciółką.
Kiedy moja i Martineza zmiana w pracy dobiegła końca, Mart podszedł do mnie i objął mnie w pasie.
-Chcesz wpaść dziś do mnie?- zapytał
-Jasne- powiedziałam z radością.
-Musimy tylko skoczyć do sklepu, po kilka rzeczy. Nie miałem ostatnio czasu na zrobienie zakupów.
-Nie ma problemu- odpowiedziałam i wzięłam go za rękę.
Wyszliśmy przed księgarnię i skierowaliśmy się do najbliższego supermarketu. Zrobienie zakupów zajęło nam niecałe trzydzieści minut. Wracając ze sklepu objadaliśmy się kupionymi piankami.
-Uwielbiam je- powiedział Martinez. Wziął jedną z opakowania i włożył mi do ust.
-Ja też- powiedziałam z pełnymi ustami, co odrobinę zniekształciło moje słowa.
Weszliśmy do naszego wieżowca i wjechaliśmy windą na piętro Martineza.
-Co masz ochotę zjeść na obiadokolację?- zapytał Mart, gdy wchodziliśmy do jego mieszkania.
-A co masz?- odpowiedziałam pytaniem.
-Hm...- zamyślił się- mam mrożoną pizzę, mrożone zapiekanki i mrożone frytki. To na co masz ochotę?- ponowił pytanie.
-Może pizza?- zaproponowałam.
-Już się robi. Idź usiąść do salonu, ja zaraz do ciebie przyjdę. Czuj się jak u siebie kochanie.
Weszłam do jasnego pokoju i usiadłam na jasnobrązowej kanapie. Rozejrzałam się w poszukiwaniu pilota do plazmowego telewizora wiszącego na ścianie. Leżał na podłodze, podniosłam go więc i włączyłam telewizor. Zaczęłam przeskakiwać z kanału na kanał w poszukiwaniu jakiegoś dobrego filmu. Gdy znalazłam ciekawy film katastroficzny, który właśnie miał się zacząć, rozsiadłam się wygodnie i oczekiwałam na rozpoczęcie. Po chwili do pokoju przyszedł Martinez z dużym talerzem pizzy.
-Nie ma to jak dania w mrożonce- powiedział z uśmiechem- dziesięć minut i jedzenie gotowe.
Postawił talerz na stole i wyszedł raz jeszcze do kuchni. Wrócił z napojami i ketchupem.
-No to smacznego- powiedział
-Dziękuję kochanie.
Zaczęliśmy jeść w momencie w którym rozpoczął się film. Zjedliśmy pizzę, która naprawdę była dobra i przytuliliśmy się do siebie układając w wygodnych pozycjach. Martinez wyjął koc, którym nas przykrył. Było mi przy nim bardzo dobrze. Mimo oglądania filmu, cały czas głaskał mój policzek wierzchem dłoni i co jakiś czas całował mnie w czubek głowy.
Nie wiedząc nawet kiedy zasnęłam w jego ramionach. 
___________________________________
No i mamy po dłuższej przerwie piąty rozdział. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Komentujcie :)


niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdzial 4



-Tak chyba nie można Damien –powiedziałam
-Oi daj spokój , po co płacić skoro można im wyczyścić pamięć ? – zaśmiał się
-Lubisz sobie ułatwiać nie ?
-Tak – uśmiechnął się szeroko
Przewróciłam oczami. Czułam się z lekka nie w porządku ,że ukradliśmy  te ciuchy dla mnie ale szybko mi przeszło. Poczucie winy dostało się mojej drugiej połówce. Szłam wolniej niż Damien przez co mogłam podziwiać jego tył, który tak samo jak przód był niczego sobie. Damien jest dobrze zbudowany , z takim ciałem mógłby zostać modelem i to nie byle jakim . Pasował by do reklamowania bokserek od Calvina Kleina . Przyłapałam się na tym , że przez dłuższą chwile wpatruje się w jego tyłek. Nie zdążyłam odwrócić wzroku gdy on się odwrócił.
-Tak wiem, moje ciało jest zajebiste – puścił do mnie oczko
-Co robimy teraz ??
-Idziemy pozwiedzać
-Zwiedzać ?? –spytałam zdziwiona
Zrównałam z nim krok.
-Tak idziemy do jednego z najpopularniejszych Muzeów w całej Francji –odpowiedział
-Ale po co ?? Mieliśmy szukać tych jakiś elementów
Przewrócił oczami
-Alexia , Alexia…- spojrzał na mnie kątem oka – po to tam idziemy
-Ohh….czyli jeden z nich jest w Muzeum ?
-Owszem
-Powiesz mi o nim coś więcej ?? –naciskałam
-Pierwszym elementem ,który posiądziemy będzie Diament
-Woow…jakiś szczególny ?
-Tak , inaczej nie byłby anielskim elementem nie sądzisz ?
Boże…mógłby już powiedzieć wszystko ,a nie że ja musze to z niego wyciągać.
-Opowiedz o nim – znowu go nacisnęłam
Westchnął.
-Jest to diament z berła najwyższego Anioła , prawej ręki samego Boga. Wypadł podczas napaści Upadłych Aniołów, które podszyły się pod dobre i siedziały przyczajone w Niebie. Zaatakowany Wielki Anioł upuścił berło, a kamień z niego spadł na ziemię. Ktoś go znalazł , odkrył jego wysoką wartość i oddał do muzeum.
-A teraz my idziemy go wykraść – dodałam
-Tak właśnie – oczy mu rozbłysły
-Masz jakiś plan ?
-Oczywiście ,że mam – opowiedział mi go
Po zamknięciu muzeum mieliśmy wejść przez okno na dachu do środka. Złamać zabezpieczenia – Damien podobno wiedział jak -  i wykraść Diament z wystawy. Plan nie wydawał się trudny.
Punkt 23 staliśmy już pod budynkiem .Damien rozłożył czarne skrzydła i wyciągnął ku mnie dłoń
-Zaufaj mi
-Ufać Upadłemu ? –uniosłam brew
-Jeśli chcesz wrócić do Nieba – wymówił to słowo z obrazą – musisz mi zaufać
Podałam mu dłoń. Przyciągnął mnie do siebie i wzbił się w powietrze. Ahh… już zapomniałam jak to cudownie jest być w powietrzu. Mimo,że w jego ramionach i tak było mi przyjemnie. Może nawet dzięki niemu było lepiej niż przyjemnie…
Wylądował na dachu i postawił mnie obok siebie. Schował skrzydła i podszedł do okna.
-Jak chcesz je…- Urwałam
Damien przyłożył rękę do okna. Po chwili samo się otworzyło. Stałam z szeroko otwartymi oczami.
-Tak samo chcesz wyłączyć zabezpieczenie ?
-Tak – uśmiechnął się szeroko ukazując śnieżnobiałe zęby
-Jak…??
-Czarna magia moja droga ma wiele zalet – wskoczył do budynku
Skoczyłam za nim, a on mnie złapał i postawił na podłodze. Wyłączył zabezpieczenie.
-Patrz , czyż nie jest piękny ? – powiedział podchodząc do gablotki
-Bardzo – stanęłam za nim
Otworzył gablotkę i wyciągnął go.
-Odkryją ,że ktoś go zabrał – powiedziałam zdając sobie sprawę że możemy mieć kłopoty , ryzyko ma tak dobry smak
-Nie wątp we mnie partnerko – machnął ręką i na poduszce pojawiła się replika diamentu
Schował diament i wziął mnie na ręce. Wylecieliśmy przez okno, które zamknęło się za nami. Wzbił się w niebo.  Lecieliśmy przed siebie w ciemną noc.
_____________
No i czwóreczka ^^
Skoooooooooooooooooomentujcie , błagam ;*
Kic kic się żegna xd

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział III

Obudziłam się w ramionach Martineza. Gdy spojrzałam na niego zobaczyłam, że jeszcze śpi. Nie ruszałam się tylko patrzyłam na swojego przyjaciela, którego nie pamiętam. Wyjęłam powoli rękę spod kołdry, którą byliśmy oboje przykryci, i położyłam na jego policzku lekko gładząc kciukiem. Jego skóra była bardzo ciepła i miękka. Przesunęłam palce wyżej, przeczesując mu delikatnie włosy. Poruszył się, a ja zabrałam dłoń. Nie mogłam się jednak powstrzymać i położyłam raz jeszcze dłoń na jego policzku. Martinez był mi bardzo bliski, a jednak tak daleki. Tak znajomy, a jednak nie znajomy. Dziwne uczucia kłębiły się we mnie odkąd otworzyłam oczy po utracie przytomności. Zagłębiając się w swoich rozmyśleniach nie zauważyłam, że Martinez się obudził i patrzył teraz na mnie.
-oh, cz...cześć -wydukałam z siebie i szybko zabrałam dłoń z jego policzka.
-witaj -powiedział pogodnie.
-wybacz to... -zaczęłam się mieszać.
-nie ma sprawy Alexi -powiedział i to teraz on położył swoją dłoń na moim policzku.
Zrobiło mi się przyjemnie ciepło w miejscu, gdzie była jego dłoń. Wtuliłam w nią policzek i przymknęłam oczy. Martinez przesunął lekko dłoń za moje ucho i przytulił mnie do siebie. Nie zamierzałam pytać, dlaczego mnie przytula. Chciałam, żeby robił to dalej. Było mi strasznie dobrze w jego ramionach. Tulił mnie do siebie lekko gładząc mi zmierzwione po nocy włosy. Po chwili znów zasnęłam. Śniły mi się dziwne i niezrozumiałe rzeczy. Można powiedzieć, że straszne. Obudziłam się zdyszana. Martinez patrzył na mnie wystraszony.
-Alex? -spytał patrząc mi w oczy -wszystko dobrze? - dodał niepewnie.
-t...tak-powiedziałam oddychając ciężko.
-na pewno?
-tak -powiedziałam już spokojnie i lekko się do niego przytuliłam.
Martinez nie sprzeciwił się. Wręcz przeciwnie, objął mnie tak jak przedtem i okrył dokładnie kołdrą.
-już dobrze -powiedział szeptem mi do ucha.
Nie odpowiedziałam nic. On nie oczekiwał odpowiedzi. Tulił mnie do siebie, a ja przytulałam jego. Leżeliśmy tak dobre kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt minut. Nie wiem ile czasu upłynęło, ale gdy się odsunął lekko ode mnie poczułam ogromną pustkę.
-jest trzynasta -powiedział i lekko się uśmiechnął do mnie -dasz radę wstać?
-spróbuję -powiedziałam.
Martinez ujął mnie za ręce i pomógł podnieść się do pozycji siedzącej. Odczekałam chwilę i wstałam z łóżka. Zakręciło mi się w głowie, jednak chłopak mnie przytrzymał pewnym chwytem. Po kilku minutach zawroty przeszły i mogłam samodzielnie stać.
-jest dobrze? -spytał upewniając się
-tak- potwierdziłam.
-ok, w takim razie chodź do kuchni. Zrobię ci jajecznicę. Masz ochotę?
-owszem -powiedziałam i podążyłam za nim do kuchni.
-usiądź -powiedział
-chcę ci pomóc Mart -powiedziałam i podeszłam do blatu kuchennego - co mam zrobić?
-hm- zamyślił się - spróbuj wbić jajka do tej miski -polecił i postawił na blacie szklaną misę.
Poszłam do lodówki i wyjęłam osiem jajek, następnie wbiłam je do miski i zamieszałam. Martinez właśnie kończył kroić szynkę. Włączył płytę indukcyjną i zaczął przyrządzać jajecznicę. Obserwowałam go stojąc przy blacie.
-chodź -wziął mnie za rękę i podprowadził do kuchenki - pomieszaj, a ja skroję cebulkę.
Objął mnie ramieniem od tyłu i wkładając mi w dłoń drewnianą łyżkę, zaczął powoli mieszać.
-o tak- powiedział wykonując okrężny ruch zgodny z ruchem wskazówek.
Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech nie przestając mieszać. Po paru minutach jedzenie było gotowe. Martinez nałożył jajecznicę, tak jak poprzednio, na dwa talerze. Zrobił na szybko parę kanapek, a ja ustawiłam wszystko na kuchennym stole.
Byłam dość głodna, on także, więc jedliśmy w ciszy. Kiedy skończyliśmy włożyliśmy naczynia do zmywarki i Martinez nastawił odpowiedni program mycia.
-będę już szedł -powiedział, gdy wyszliśmy z kuchni.
-musisz? -spytałam dziecinnie
-tak. Nie mogę przebywać u ciebie tak długo. Gdzie moje maniery?- powiedział żartobliwie.
-ależ możesz -odpowiedziałam całkiem serio.
-cieszę się -powiedział - w takim razie wpadnę do ciebie później, dobrze?
-będę czekać -powiedziałam z nadzieją w głosie.
Martinez ubrał buty w przedpokoju i zarzucił kurtkę na ramię.
-do zobaczenia Alexi. Jeśli coś by się działo, jestem piętro niżej. Wystarczy, ze głośniej zawołasz. Będę słyszał i przyjdę najszybciej jak dam radę - obiecał.
-dobrze -powiedziałam -do zobaczenia.
Wyszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi na klucz. Czułam się nieswojo w tym mieszkaniu, a jeszcze bardziej nieswojo czułam się w swoim ciele. -głupia jesteś- skarciłam się w myślach.
Poszłam do kuchni opróżnić zmywarkę, następnie poszłam do łazienki wziąć prysznic. Kapiąc się w gorącej wodzie, zaczęłam rozmyślać, kim dla mnie jest Martinez. "Czy dla mnie jest tylko przyjacielem?"pytałam sama siebie. "A może kimś więcej?" zadałam kolejne pytanie w myślach. Nie odpowiedziałam ani na pierwsze, ani na drugie pytanie.
Wyszłam z łazienki owinięta tylko w ręcznik. Zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam więc i odruchowo odworzyłam drzwi. Zobaczyłam w nich Martineza, który teraz patrzył się na mnie zarumieniony lekko na policzkach.
-zapomniałem telefon -powiedział po chwili i odwrócił wzrok -mogłabyś mi go dać?
-jasne.
Poszłam do sypialni i zobaczyłam, że na kołdrze leży niewielki czarny telefon. Wzięłam go i oddałam właścicielowi.
-dzięki -wydukał, gdy wręczyłam mu telefon -to do później-dodał zmieszany i poszedł.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zamknęłam drzwi na klucz.
"Czyżbym mu się podobała?" zapiszczała pytanie moja podświadomość. "Nie, nie możliwe." skarciłam ją.
Ubrałam się w czarne legginsy i liliową tunikę bez ramion i koronkowymi plecami. Stanęłam po środku sypialni myśląc, co mogę robić. Zaczęłam przeglądać szuflady, by zorientować się, gdzie co jest. Zrobiłam to po kolei w każdym pomieszczeniu, zaglądając do każdego miejsca i notując w myślach najważniejsze z nich.
Kiedy skończyłam postanowiłam zrobić dobrą kolację, dla Martineza. Stwierdziłam, że zrobię spaghetti z sosem bolognese. Szybko mi poszło. Gdy skończyłam przyrządzać kolację i uznałam, ze jest ona dość smaczna, wygrzebałam z szuflady dwie świeczki, ustawiłam je na stole i zapaliłam. Talerze ze spaghetti ustawiłam po przeciwnych stronach stołu, a do lampek nalałam czerwonego wina, które także znalazłam w szafce. Uznałam, że wszystko jest gotowe i wyszłam na klatkę schodową. Zeszłam piętro niżej i dokładnie pod moim mieszkaniem było mieszkanie Martineza, co obwieszczała tabliczka z jego pierwszą litera imienia i pełnym nazwiskiem.
Zapukałam lekko do drzwi. Otworzył je niemal od razu.
-Alexia? zdziwił się, ale też ucieszył na mój widok -wejdź, proszę- zaprosił mnie.
-nie -powiedziałam z uśmiechem -przyszłam zaprosić cię na kolację. Jest dość wcześnie, wiem- powiedziałam z przyganą.
-daj mi minutkę -powiedział i zniknął w mieszkaniu -wejdź!-krzyknął z któregoś z pokoi.
Weszłam do przedpokoju i rozglądnęłam się po nim. Ściany były w kolorze śliwki, pod ścianą stała mała drewniana komódka w odcieniu ciemnej czekolady. Nad nią wisiał wieszak na ubrania.
-jestem -powiedział Martinez i podszedł do mnie -idziemy?
-tak -powiedziałam wychodząc z jego mieszkania.
Weszliśmy na górę do mojego mieszkania.
-ładnie pachnie -powiedział podchodząc do kuchni.
-dzięki -powiedziałam cicho, gdy zaniemówił na widok zastawionego stołu.
W kuchni było ciemno, paliły się tylko te dwie świece, które zapaliłam. Zgasiłam światło w przedpokoju i zrobiło się jeszcze bardziej nastrojowo.
Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.
-wybacz, że nie jest gorące... -powiedziałam
-jest idealne- urwał mi i uśmiechnął się
Zjedliśmy nie rozmawiając. Kiedy skończyliśmy Martinez zebrał talerze i usiadł z powrotem na swoim miejscu. patrzyliśmy sobie w oczy pijąc powoli czerwone wino.
-kiedy mam urodziny?- spytałam go
-za tydzień- powiedział i zaśmiał się.
-nie śmiej się ze mnie. Na prawdę nic nie pamiętam -powiedziałam smutno.
-przepraszam, ale nie z ciebie się śmiałem. Po prostu ciekawie to zabrzmiało. - Alexi. nie smuć się -powiedział i naciągając się przez stół ujął mnie za podbródek. -przepraszam- dodał.
-ok, nic się nie stało -powiedziałam uśmiechając się lekko.
Wino chyba zaczynało działać, bo w głowie poczułam lekki szmerek.
-zaraz wracam -powiedział Martinez.
Wstał od stołu i zniknął w salonie. Po chwili do moich uszu doszła cicha, nastrojowa muzyka.
-mogę prosić panią do tańca?-ujął moją dłoń i ukłonił się lekko.
-owszem-powiedziałam promiennie.
Wstałam od stołu odstawiając wino i poszłam za nim trzymając go za rękę. Ustawił mnie przed sobą i lekko objął. Zaczęliśmy się lekko poruszać w rytm wolnej muzyki. Oparłam głowę na jego piersi, a on zacieśnił ramiona. Obejmował mnie czule i opiekuńczo. Bawił się jednym z kosmyków moich włosów trzymając policzek na czubku mojej głowy. Nie przestawaliśmy się tulić do siebie przez bardzo długi czas. W jego ramionach czułam się bezpieczna. Kiedy w końcu się od niego odsunęłam lekko ziewnęłam przesłaniając usta dłonią. Martinez wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Usiedliśmy na łóżku przy zaświeconej lampce nocnej. Położyłam mu głowę na kolanach i patrząc mu w oczy głaskałam jego dłoń. On odwzajemniał delikatną pieszczotę, przesuwając kciukiem po wierzchu mojej dłoni. Druga ręką gładził mi włosy i policzek. Gdy tak leżałam przymknęłam nieco zmęczone oczy. Nie umknęło to jego uwadze.
-czas spać- powiedział do mnie i położył moją głowę na poduszce -dobranoc.
-zostań na noc-poprosiłam.
W jego oczach zagościła szczera radość ta propozycją. Tak jak poprzedniej nocy, położył się obok mnie, jednak nie wszedł pod kołdrę, którą mnie przykrył.
-zgaś światło, dobrze?- poprosiłam
-oczywiście Alexi.
Wyłączył światło i w sypialni zapanowała ciemność. 
Uniosłam lekko kołdrę i przysunęłam się do niego. Przytulił mnie mocno do siebie i wtulił swoje usta w moje włosy. Serce prawie wyskoczyło mi z gardła. Otrzymałam odpowiedź na swoje popołudniowe pytania zadane podczas kąpieli. "Kochasz go" piszczała moja podświadomość. Tym razem jej nie skarciłam. To właśnie była najszczersza prawda. Pokochałam Martineza odkąd go po raz pierwszy zobaczyłam po przebudzeniu.

__________________________________________________________________
No i mamy kolejny, trzeci, rozdział. Mam ogromną nadzieję, że ten rozdział Wam się spodoba. Komentujcie :) Następny pisze Klaudia :* 

Rozdział 2

Nie,nie,nie to nie mogło się zdarzyć ! Kopnęłam w skałę.
-Cholera ! –syknęłam z bólu
Spadłam z nieba… Alexia idiotko musiałaś się tak wychylać ?! I co z tego masz ?! Poobijane śmiertelne ciało ! Muszę wrócić na górę nie ma innego wyjścia. To tam należę nie tutaj. Ziemia nie jest dla mnie , ja jestem Aniołem moje miejsce jest w niebie. Wskoczyłam na skałe ignorując pulsujący ból w nodze i zaczęłam się wspinać. Może jeśli wyjdę dostatecznie wysoko to uda mi się rozwinąć skrzydła. Nie mogłam ich stracić… Stanęłam na szczycie górki i zamknęłam oczy. Błagam rozwińcie się , zaczęłam błagać w myślach. Ale nic się nie wydarzyło  , kompletne nic. Otworzyłam oczy i spojrzałam na siebie. Byłam ubrana na czarno.  No pięknie.
-Ciekawe gdzie jest moja ‘lepsza połówka’ – mruknęłam schodząc z górki
Widocznie przy upadku musiałyśmy się rozdzielić , więc gdzieś na tym świecie jest druga Alexia.
-Mała zagubiona owieczka – zaśmiałam się – ja mam znacznie lepiej
Zeskoczyłam na ziemię i skierowałam  się w stronę kaplicy. Czyli ja jestem całym złem jakie posiadała Alexia ,a ta druga to czyste dobro. Nawet jeśli pozwolą mi wrócić, nie wejdę przez bramę dopóki się nie połączymy . Westchnęłam.  Doszłam do kaplicy i otworzyłam drzwi , jednak nie udało mi się przekroczyć jej progu. Jakby przed mną była jakaś niewidzialna bariera.
-Co do cholery ??!!
-Demony mają zakaz wstępu do kaplic – usłyszałam głos chłopaka
Odwróciłam się szybko w jego strone.
-Nie jestem demonem
-No wiesz , upadłe anioły i tak dalej – przewrócił oczami
-Jestem anielicą – wysyczałam przez zaciśnięte zęby
Zaśmiał się głośno.
-Jesteś ubrana na czarno, nie możesz wejść do kościoła serio jesteś aniołem ? – nadal się śmiał
-Spadłam z nieba…
Roześmiał się jeszcze głośniej.
-Zamknij się !!
Podniósł ręce w geście poddania tłumiąc śmiech.
-Rozdzieliłam się przy upadku , gdzieś tam jest moja dobra strona – wyjaśniłam
-Wybacz, że się śmiałem – powiedział gdy już wyszedł z szoku
-Może ty tam wejdziesz i dowiesz się jak mogę wrócić ??
-Nie mogę… to jest poświęcona ziemia a ja..
-Rozumiem, zły anioł – dokończyłam
-Wybacz..
-Nic się nie stało , znajdę inny sposób – chodź szczerze w to wątpię
Zapadła cisza.
-Wiem jak to zrobić – powiedział po chwili
-Jak ? – otworzyłam szeroko oczy
-Musisz znaleźć 5 anielskich elementów
-Jakich ? – spytałam z nadzieją
-Oj niee , jak ci powiem to będziesz szukać sama a ja chce pomóc
-Dlaczego ? – spytałam zdziwiona
-Bo czuje ,że będzie zabawnie
-Ehh…niech ci będzie.. – westchnęłam
-Super – oczy mu rozbłysły
-Jestem Alexia – podałam mu dłoń
-Damien  -uścisnął moją dłoń-  Miło mi cię poznać , partnerko
Zabrałam dłoń i spojrzałam na niego.
-Chodź musimy ci znaleźć jakieś ciuchy – powiedział i ruszył w strone centrum miasta
-Czarne ? – dogoniłam go
-Oczywiście – uśmiechnął się
________________________
No heej , i mamy rozdział 2 by.Kicu
Mam nadzieje,że się podoba pomysł i że zastanę pod tym chodź jeden komentarz.
Prooosimy ;3 

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział I

Poczułam, że unoszę się w powietrzu rytmicznie się kołysząc. Otworzyłam lekko oczy, aby sprawdzić co się dzieje. Najpierw poraziło mnie słoneczne światło i dopiero po chwili zobaczyłam brązowe oczy bruneta, który niósł mnie na rękach.
-Kim jesteś? -spytałam nieprzytomnym głosem.
-Jestem Martinez -powiedział i lekko się uśmiechnął. Miał cudowny uśmiech.
-Dokąd mnie zabierasz? -zapytałam go cicho, nawet nie próbując nawet wymusić na nim wyjaśnień.
-Do twojego mieszkania. Musisz się położyć i wyspać. To ci pomoże -powiedział opiekuńczym tonem i przycisnął mnie mocniej do siebie.
Wydawało mi się, albo to była prawda, że niesienie mnie, nie sprawiało mu nawet najmniejszego wysiłku, jakbym nic nie ważyła. Nie zadałam więcej pytań, mimo, iż miałam ich tysiące. "Skąd tu się wzięłam?", "Dlaczego akurat ty mnie niesiesz?", "Od kiedy mam swoje mieszkanie?" to jedne z bardzo wielu pytań. Ja jednak zamilkłam i przymknęłam oczy, bo słońce świeciło bardzo mocno.
-Dobrze się czujesz? -spytał z troską.
Kiwnęłam twierdząco głową nic nie mówiąc. Wyczuł chyba, że nie jestem zbyt rozmowna. Po paru, bądź parunastu minutach Martinez się zatrzymał. Otworzyłam oczy i zobaczyłam czarny samochód. Był ładnie umyty oraz napastowany i elegancko się prezentował. Chłopak nadal trzymając mnie na rękach, jakimś cudem otworzył drzwiczki samochodu i posadził mnie na siedzeniu z przodu. Następnie zapiął mi pasy i zamknął drzwi. Obszedł samochód i w tym czasie mogłam zaobserwować jak jest ubrany. Miał na sobie czarną gładką koszulkę z krótkim rękawem i do tego ciemne dżinsy. Butów nie widziałam. Wsiadł na miejsce pasażera i zapuścił silnik, który cichutko mruczał. Samochód sprawiał wrażenie nowego, albo był po prostu dobrze utrzymany przez swojego właściciela. Martinez wyjechał na główną ulicę i aby wypełnić ciszę panującą w aucie włączył spokojną muzykę.
Po dłuższym czasie jazdy, pytania kłębiące się w mojej głowie stawały się nie do wytrzymania.
-Skąd mnie znasz? -zapytałam głupawo nie wiedząc jak zadać to pytanie.
-Mieszkam piętro niżej, niż ty. Jestem twoim przyjacielem, nie pamiętasz? -spytał a ja zrobiłam zdziwioną minę.
Nic takiego nie pamiętałam. Ja w ogóle nic nie pamiętałam. Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie wiem co było wcześniej -zanim zobaczyłam te jego oczy nad sobą.
-Jak mnie znalazłeś? -zadałam kolejne pytanie po chwili milczenia.
-Powiedziałaś, że jedziesz się pospinać na skałki. Nie było cię długo, dzwoniłem na twój telefon, ale nic. Przestraszyłem się, że coś ci się mogło stać. I nie myliłem się. Spadałaś i byłaś nieprzytomna, jak cię znalazłem -mówił nie odwracając wzroku od drogi -na szczęście się po chwili ocknęłaś. Naprawdę nic nie pamiętasz Alexia? -zadał pytanie i w tym momencie na mnie spojrzał. Wydawało mi się, że kogoś w nim poznałam, ale uznałam to za złudne wrażenie. Nie miałam pojęcia kim był.
-Tak -odpowiedziałam krótko.
-Musisz iść do lekarza. Zawiozę cię -zaoferował się.
-Żadnych lekarzy -powiedziałam ostro.
-Co jest? -zapytał zaalarmowany moim tonem.
-Nic. Po prostu nie chcę iść do lekarza. Minie -dodałam, żeby go uspokoić. Nie uwierzył mi, ale też nie powiedział nic więcej na ten temat.
Zajechaliśmy na dość spore blokowisko, gdzie przeważały wieżowce. Martinez zatrzymał samochód na parkingu tuż przy jasnym, dziesięciopiętrowym wieżowcu. Zgasił silnik i wysiadł, po czym podszedł do moich drzwiczek i je otworzył.
-Sama sobie poradzę-powiedziałam, gdy próbował mnie wziąć na ręce.
Postawiłam nogi na asfalcie i wysiadłam z auta przy niewielkiej pomocy bruneta. Moje nogi jednak odmówiły posłuszeństwa i zatoczyłam się lekko.
-Chyba jednak nie dasz sobie rady sama-powiedział z lekkim uśmiechem i wziął mnie na ręce. Zatrzasnął drzwi i skierował się do klatki schodowej. Wszedł po kilku schodkach i zacisnął guzik przywołujący windę. Pojawiła się po kilku sekundach. Wcisnął "7" i winda ruszyła w górę. Cały czas trzymał mnie na rękach i patrzył na mnie. Lekko speszona odwróciłam wzrok. Gdy winda się zatrzymała i otworzyły się drzwi wyszedł i skierował się do pierwszych drzwi w korytarzu.
-Twoje mieszkanie-powiedział i postawił mnie przed drzwiami.
Ku mojemu zdziwieniu wsunął rękę do kieszeni moich spodni.
-Co robisz?- spytałam zdziwiona.
-Wyciągam klucz-odpowiedział i pokazał mi klucz, który wyjął z kieszeni moich brudnych dżinsów.
Otworzył drzwi i pomógł mi wejść do mieszkania. Poprowadził mnie do przestronnej, stylowo urządzonej sypialni. Na środku stało duże łóżko z kutą barierką. Na nim leżała jasna pościel. Ściany były kremowe, meble w kolorze jesionowym. Po lewej stronie było duże okno sięgające prawie do podłogi, a pod sufitem wisiał piękny żyrandol z małymi kryształkami.
-Jak tu pięknie-mruknęłam cicho i lekko się uśmiechnęłam. Nie miałam siły na większy uśmiech. 
-Połóż się Alex-powiedział troskliwie i pogłaskał mnie po policzku. Ten delikatny gest wywołał na mojej skórze gęsią skórkę. Martinez tymczasem wyszedł z pokoju i przymknął drzwi. Słyszałam, że poszedł do pomieszczenia obok.
Zaczęłam więc przeglądać zawartość kolejnych szuflad w poszukiwaniu ubrań. Znalazłam czystą bieliznę, którą wyjęłam i położyłam na łóżku, a następnie odnalazłam koszulki i spodnie dresowe. Wyjęłam jasno zieloną koszulkę na ramiączkach i czarne dresy. Zdjęłam z siebie wszystko i zaczęłam ubierać w czyste ubrania. Gdy zakładałam biustonosz, do sypialni wszedł Martinez. Od razu się wycofał, ale wiedziałam, że widział. Założyłam więc pośpiesznie bluzkę i spodnie, po czym podeszłam do drzwi sypialni.
-Wejdź powiedziałam cicho.
-Bardzo przepraszam-powiedział i podał mi kubek ciepłego napoju. Upiłam łyk i okazało się, że to herbata.
-Nic się nie stało-odparłam. Nadal staliśmy w drzwiach pokoju.
-Połóż się-powiedział i z troską zabrał mi kubek i podprowadził do łóżka.
Usiadłam na brzegu i odsunęłam kołdrę. Wślizgnęłam się w nią, a on usiadł koło mnie i postawił kubek na niewielkiej szafeczce nocnej. Przykrył mnie dokładniej i usadowił się wygodniej obok. Pochylił się nade mną i położył mi dłoń na policzku lekko go gładząc. Ciepło pod kołdrą i czuły gest od strony tego chłopaka szybko przywołały sen.
Śniło mi się, że chodziłam po chmurach i zaglądałam na dół- na ziemię. Z pleców wyrastały mi ogromne białe skrzydła, a ubrana byłam w zwiewne białe szaty. W pewnym momencie wychyliłam się za bardzo i zaczęłam spadać w dół. Skrzydła odmówiły mi posłuszeństwa. Nieuniknione było zderzenie z Ziemią, do której pędziłam z zawrotną prędkością. I wtedy się obudziłam. Usiadłam prosto na łóżku i zobaczyłam, że Martinez siedzi w tym samym miejscu, co siedział za nim zasnęłam. Oddychałam ciężko i mocno ściskałam jego dłoń.
-Miałaś zły sen?-spytał patrząc na mnie czule.
-Tak-westchnęłam i opadłam bezwładnie na poduszkę. Poluzowałam uścisk jego dłoni, ale on jej nie zabrał trzymając ją nadal. Drugą dłonią wziął kubek i podał mi go.
-Napij się. Jest już chłodna, ale zaraz zrobię ci gorącą.
Wzięłam kubek od niego i wypiłam zawartość.
-Nie trzeba-powiedziałam-ta mi wystarczy. Dziękuję-powiedziałam oddając mu kubek. Odstawił go w to samo miejsce, gdzie stał wcześniej.
-Śpij-pogłaskał mnie po wierzchu dłoni kciukiem.
Ponownie zamknęłam oczy i usnęłam. Tym razem nic mi się nie śniło. Gdy otworzyłam oczy Martinez miał opartą głowę na mojej klatce piersiowej. Odruchowo uniosłam dłoń i lekko go pogłaskałam po lśniących brązowych włosach. W dotyku przypominały aksamit. Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Były tak samo zaspane, jak i moje.
-Wybacz-powiedział.
-Co mam ci wybaczyć?-spytałam.
-Usnąłem.
-To dobrze, też byłeś zapewne zmęczony-powiedziałam i uśmiechnęłam się. Czułam, że odzyskuję siły.
-Już późno, pewno będę już szedł do siebie.
-Nie-wyrwało mi się piskliwie, gdy puścił moją dłoń w uścisku.
Martinez spojrzał na mnie pytająco.
-Nie idź-wyjaśniłam nie patrząc na niego. Głupio się czułam prosząc go, by jeszcze został po tym, co dla mnie zrobił.
-Dobrze-powiedział i usiadł w tym samym miejscu co wcześniej.
Ujął moją dłoń w swoją i spojrzał mi w oczy. Zaczęłam się zastanawiać, czy on naprawdę jest moim przyjacielem, czy przypadkiem nie jest kimś więcej. Czułam, że jestem w stanie pokochać te słodkie brązowe oczy, prosty nos, niski i subtelny głos. Jego czułość, opiekuńczość...
Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.
-Chcesz coś zjeść?-zapytał.
-Hm, może odrobinę?
-Okej, a jesteś w stanie iść do kuchni?
-Spróbuję-powiedziałam i podniosłam się z łóżka. Martinez nie wypuszczał mojej dłoni, cały czas mnie asekurując. Odkryłam, że mogę już samodzielnie ustać na nogach. Odzyskałam częściowo siły. Wyszliśmy z sypialni i poszliśmy do pomieszczenia obok. Kuchnia była obszerna i, tak jak sypialnia, bardzo jasno urządzona. Pod oknem był zlew, obok szafki z jasnym blatem i kuchenka z płytą indukcyjną. Nad nią wisiał srebrny okap z przeźroczystą szybą. Na środku stał drewniany, także jasny, kwadratowy stół z sześcioma krzesłami.
Martinez podprowadził mnie do stołu i posadził na jednym z krzeseł. Usiadłam bokiem i obserwowałam co robi. Na początek zagotował wodę i zrobił mi kolejną herbatę. Tak jak poprzednia i ta była pyszna. Następnie zaczął przyrządzać posiłek. Zrobił jajecznicę z dziesięciu jaj, na boczku z dodatkiem szynki i szczypiorku. Nałożył ją na dwa talerze po równo. W miedzy czasie zrobił jeszcze kilka kanapek z serem żółtym i pomidorem. Wszystko ustawił na stole i usiadł obok mnie.
-Nie pogniewasz się, że sobie też zrobiłem?-spytał z szerokim uśmiechem-jestem strasznie głodny-dodał.
-No coś ty-powiedziałam- w żadnym wypadku.
Zaczęliśmy jeść w ciszy i po upływie niedługiego czasu wszystko zniknęło z talerzy.
-Dziękuję-powiedziałam kładąc talerze jeden na drugim i próbując wstać. 
-Siedź-powiedział głośniej niż trzeba było Martinez-nie możesz się przemęczać-powiedział już normalnym tonem i uśmiechnął się-wybacz, że podniosłem głos.
Nic nie powiedziałam, tylko się uśmiechnęłam do niego na znak, że się nie gniewam.  
Szybko pozmywał naczynia i ułożył na właściwe miejsca. Czułam się jakbym to ja była u niego, a nie on u mnie, jednak przyjemne było uczucie, że się o mnie troszczy.
-Mógłbyś mi pokazać resztę mojego mieszkania?-spytałam, gdy już skończył sprzątać.
-Oczywiście-powiedział
Wyszliśmy znów do przedpokoju.
-Tu jest łazienka-wskazał na drzwi z trzema mlecznymi szybkami. Uchyliłam drzwi. Łazienka była niewielka, ale zawierała to, co najpotrzebniejsze. Oprócz podstawowego wyposażenia każdej łazienki, były tam jeszcze dwie szafki: jedna będąca zwykłym regalikiem na kosmetyki, a druga zapewne na ręczniki. Przeszliśmy do kolejnego pomieszczenia -salonu. Salon był ogromny, ale nie przesadnie umeblowany i dzięki temu miał dużo wolnej przestrzeni. Na ścianie wisiał czarny telewizor plazmowy zajmujący jej połowę. Na pozostałych ścianach nie było nic, prócz paru obrazów. Pod ścianami stało parę niewielkich komódek w odcieniu jasnego brązu i jeden regał z płytami cd oraz książkami. Na środku na puchatym dywanie stała duża skórzana kanapa w odcieniu bardzo jasnego kremu, a przed nią szklany stolik. W kątach stały wysokie wazony z sztucznymi kwiatami, a z sufitu zwisał żyrandol podobny do tego, który miałam w pokoju.
-Fajne mam mieszkanie-powiedziałam do przyjaciela.
-Też mi się podoba-zaśmiał się cicho.
Wróciliśmy do sypialni. Ja wślizgnęłam się z powrotem pod kołdrę.
-To ja już pójdę-powiedział niepewnie.
-Proszę, zostań dziś ze mną na noc-poprosiłam cicho, prawie niesłyszalnie.
-Dobrze-powiedział troskliwie-idź wziąć kąpiel, poczujesz się jeszcze lepiej-poradził.
-Okej, ale nie idź nigdzie-poprosiłam, jak małe dziecko.
-Nie pójdę-obiecał.
Powędrowałam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i założyłam czarną koszulę nocną, którą znalazłam na jednej z półek szafki, po czym wróciłam do sypialni. Martinez w czasie, kiedy mnie nie było zasunął roletę w oknie i w pokoju panował półmrok mimo włączonej lampy. Weszłam pod kołdrę, a on usiadł obok mnie. Znów ujął moją dłoń, ale tym razem ja nie zamknęłam oczu. Patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałam, że jest zmęczony, bo powieki same mu opadały.
-Połóż się przy mnie-zaproponowałam bardzo cicho.
W jego oczach pojawiło się najpierw zdziwienie, a potem lekkie niedowierzanie, że to powiedziałam. W końcu jednak położył się jakieś dwadzieścia centymetrów ode mnie, nie wchodząc pod kołdrę. Nagle poczułam przypływ odwagi. Wysunęłam spod niego kołdrę, na której leżał, przysunęłam się do niego i nakryłam go. Spojrzałam na niego. Leżał blisko mnie i patrzył zmęczonymi oczami w moje, także lekko zmęczone.
-Dziękuję, że jesteś-powiedziałam cicho i sennie, po czym oboje zasnęliśmy przytuleni delikatnie do siebie.

__________________________________________________________________
No i mamy I rozdział. Myślę, że się spodoba. Następny pisze Klaudia :*

poniedziałek, 27 maja 2013

Prolog - Upadek




Spacerowałam po chmurach. Nie wszystkie były białe , niektóre były różowe, żółte a jeszcze inne błękitne. Było tu o wiele piękniej niż można było sobie wyobrazić. Byłam ubrana na biało, z tyłu z pleców wyrastały mi śnieżnobiałe skrzydła. Blond włosy powiewały na wietrze. Rozłożyłam skrzydła i wbiłam się w powietrze. Poleciałam w górę, zrobiłam kilka beczek i ósemek. Zaśmiałam się głośno , uwielbiałam bycie aniołem. Mogłam pomagać innym, zwalczać zło , zabijać demony grożące ludziom – mimo ,że nie przepadam za walką to dla dobra na Ziemi zrobiłabym wszystko – a najbardziej w tym wszystkim uwielbiałam moje skrzydła. Latanie , czucie wiatru między włosami to jest to co kocham. Wylądowałam na chmurze i spojrzałam w dół. Pod mną ciągnęła się Francja.  Ahh , jaki to piękny kraj i język. Czasami wymykałam się z nieba i spacerowałam ulicami Paryża lub Bourges gdzie chodziłam do Katedry św.Stefana – jedna z najpiękniejszych w całej Francji  . Zbyt mocno się wychyliłam i zleciałam w dół. W panice nie mogłam rozwinąć skrzydeł. Zdaje się, że krzyczałam o pomoc ale wiatr mnie zagłuszył. Próbowałam wezwać kogoś za pomocą telepatii ,ale nie udało się . Spróbowałam jeszcze raz rozwinąć skrzydła , ale bez powodzenia. Leciałam plecami do ziemi , czułam że płaczę. W pośpiechu znalazłam inne wyjście z sytuacji ,a mianowicie wyjście z ciała .Jednak w panice nie mogłam nic zdziałać. To koniec – pomyślałam – roztrzaskam się o ziemię. Odwróciłam głowę i jęknęłam z przerażenia . Pod mną były skały. Roztrzaskam się – powtórzyłam – na kawałeczki. I uderzyłam w ziemię. Straciłam przytomność.


Syknęłam z bólu . Jednak żyje , cud jakiś.
-Alexia…Alex ocknij się
Usłyszałam głos mężczyzny jakby z daleka. Nie odpowiedziałam , po prostu nie dałam rady.
-Alexio błagam…. otwórz chociaż oczy
Zacisnęłam je i powoli otworzyłam. Pierwszym co zobaczyłam były wpatrzone we mnie brązowe oczy.

_______________
 Oto i prolog , mam nadzieje że się podoba mimo że krótki.
Następny pisze Kasia ^^
Skomentujcie proszę ;*

sobota, 25 maja 2013

Bohaterowie


dziewczyny
 Alexia Verges [werżes] -  lat 17. Ma amnezję. Nie wie skąd pochodzi, nie zna swojej rodziny. Jest odosobniona, nie ma towarzystwa. Jedyną osobą, z którą utrzymuje stały kontakt jest Martinez Cassel- jej jedyny przyjaciel. Uwielbia taniec (ale tylko w samotności), kocha ciszę i książki. Nienawidzi dużych zbiorowisk ludzi, towarzystwa i rozmów. Jest cicha, opanowana i nie okazuje uczuć publicznie. 




http://data.whicdn.com/images/50603886/simon-nessman-skateboard_large.jpg

Martinez Cassel -  lat 19. Jest przyjacielem Alexi Verges, ale także opiekunem (co przed nią ukrywa). Pojawia się w jej życiu jako pierwsza postać, którą pamięta tuż po przebudzeniu. Martinez jest odrobinę podobny do swej przyjaciółki. Lubi ciszę (ale nie przesadną), kocha książki i taniec (niekoniecznie w samotności). Od niej różni go to, iż często okazuje swe uczucia (ale tylko w jej towarzystwie). Jest powiernikiem jej tajemnic (tylko jemu się zwierza). Potajemnie kocha Alexię, ale nie jest pewien, czy to miłość braterska, czy niekoniecznie taka.

______________________________________
Hej , jestem Klaudia i wraz z Kasią będziemy pisać opowiadanie .
Za niedługo dodam prolog :)
Mam nadzieje,że opis wam sie podoba i że będziecie czytać